Dobra, to jedziemy z rozkminami doktorowymi. Obejrzałam na razie parę odcinków pierwszego (kinda circa, wiadomo) sezonu z Dziewiątym czyli Ecclestone’em. Pomijam to, że uwielbiam, jak serial trąci myszką - pierwsze odcinki Z Archiwum X, czyli 90s, pierwsze odcinki Doktora, czyli początek lat dwutysięcznych - w to mi graj! Ale dziś chciałam zwrócić uwagę na inną rzecz, mianowicie relację Rose z Doktorem. Jak to cudownie, że ona nie jest romantyczna!!! Wszyscy im to z jakiegoś powodu wmawiają, oni się na to wkurwiają, ale w sumie się tak bardzo nie przejmują i robią swoje. I jakie to wspaniałe, że w tym wspaniałym bieganiu (w Doktorze jest dużo biegania, kocham to. Rose, run for your life!) chwytają się za ręce, na co operator może śmiało zrobić zbliżenie, bo widz i tak wie doskonale, że tam nie ma żadnego romansu. To jest relacja bardziej nie wiem, ojcowsko-braterska? Tak przynajmniej ja to odbieram i bardzo tę relację lubię. Moja przyjaciółka Agata, z którą oglądam (zgadujemy się na ważniejsze odcinki, a obecnie każdy jest ważny, więc idzie wolno xD), mówi, że to może być próba odwzorowania tej relacji z wnuczką Doktora, z którą on pierwotnie podróżował. W sensie że on takich relacji trochę szuka. Bardzo to do mnie trafia, coś w tym jest.
Potem przy Tennancie to już się oczywiście nie dało, z pięknym Dziesiątym wszyscy Rose shippują. I w sumie sama to robiłam, bo Tennant jest piękny i dobrze się było z Rose utożsamiać. Ale tej pierwotnej relacji z Dziewiątym nie udało się już nigdy odtworzyć. Jaka to miła odmiana, nie mieć tego romansu!
#DoctorWho #DoktorWho #DziewiątyDoktor #RoseTyler