KRYZYS Z LASAMI POGŁĘBIA SIĘ
Kryzys w procesie reformy gospodarki leśnej w Polsce pogłębia się już naprawdę przepastnie. Po drugiej odsłonie Ogólnopolskiej Narady o Lasach w naszej leśnej bańce zaczynają się pojawiać refleksje nad jej założeniami, skoro dla wszystkich okazała się dziwnym widowiskiem (odsyłamy do naszych ostatnich postów). Lasy i Obywatele alarmują, że Leśnicy usiłują „wywracać stolik” Równolegle Antoni S. Kostka pisze o wyważaniu otwartych drzwi wskazując na przypadek Litwy i nawołuje do cofnięcia się o krok w myśleniu. Na rok po podpisaniu umowy koalicyjnej dorzućmy trzy grosze z perspektywy kilkuletnich już doświadczeń ruchu społecznego.
PRAWDZIWE ŹRÓDŁO PROBLEMU
Przypomnijmy najpierw co jest tu obiektywnym źródłem problemu. Na czym polega kłopot z lasami publicznymi w Polsce?
W pierwszym rzędzie na CHARAKTERZE SAMEJ INSTYTUCJI ZARZĄDZAJĄCEJ, która sama się finansuje i funkcjonuje jak państwo w państwie. Na podstawie tego, co dzieje się teraz widać, że bez rozwiązania tego problemu niewiele da się wskórać – czyli krótko mówiąc LP powinny być tak odniesione do budżetu, żeby opłacało im się przynajmniej czasem przestawać się samofinansować (nikt, ani człowiek, ani instytucja, jak przekonywali już ponad rok temu Zaleski z Rykowskim w audycji radiowej, nie pozwoli sobie z własnej woli na to by zacząć mniej zarabiać).
JAK ZARADZIĆ PIERWSZEMU PROBLEMOWI? – to pytanie pozostawmy na razie bez odpowiedzi, bo i nie czujemy się tu wystarczająco kompetentni w szczegółach.
Po drugie (i w konsekwencji pierwszego) PROBLEM POLEGA NA SAMYM MODELU GOSPODARKI LEŚNEJ. Na jednej trzeciej powierzchni naszego kraju obowiązuje zunifikowany model leśnictwa drzewostanowego, we wszystkich parametrach nakierowanego na maksymalną produkcję surowca. Nie jest to wbrew szumnej nazwie model gospodarki wielofunkcyjnej (patrz Rykowski👇). Kluczowe ekosystemy w skali kraju podlegają regularnym mikrokatastrofom – tak zwanym zrębom i późnym trzebieżom, o różnej skali i rozciągnięciu w czasie. Z biegiem czasu sami Leśnicy popadli też w silne ideologiczne przekonanie, że zaniechanie intensywnego cyklu produkcyjnego jest tożsame z rozpadem, samoanihilacją, zawaleniem się lasu etc. – w głowach mając utrwalone myślenie w kategoriach ilości i jakości biomasy do pozyskania w odniesieniu do każdego rodzaju lasu (leśnictwo drzewostanowe, prowadzące nieuchronnie do konfliktów z otoczeniem społecznym – Rykowski👇).
JAK ZARADZIĆ TEMU DRUGIEMU PROBLEMOWI?
Wbrew pozorom nie wydaje się to zbyt skomplikowane. Wystarczyłoby 1) obrać za punkt odniesienia zobiektywizowany podział lasów w Polsce według samego PGL LP w odniesieniu do założonej w nim głównej funkcji obszaru (patrz wykres👉). 2) Sensownie go zweryfikować (np. osłabić wyśrubowane kryteria miastochronności lasu), a następnie 3) stworzyć nowe różne zasady i instrukcje dla leśnictwa w sektorach: wodochronnych, glebochronnych, miastochronnych etc. – na przykład zgodnie ze sformułowaną dawną koncepcją Rykowskiego jako koordynatora Narodowego Programu Leśnego z lat 2012-2015. Który stawiał wtedy na pięć głównych i odmiennych paradygmatycznie podejść: leśnictwo rezerwatowe (ochrona czynna), leśnictwo ekosystemowe, przyrodniczo-ekosystemowe, drzewostanowe (czyli dzisiejsze) i plantacyjne (polityczny program zalesiania). Wystarczyłoby odnieść to sensownie do podziału na dominujące/główne funkcje z wykresu żeby uspójnić wreszcie praktykę w lasach z Ustawą o lasach – przez urealnienie ochronności. Wtedy i wilk byłby syty i owca byłaby cała – pod warunkiem oczywiście zmiany w strukturze finansowania LP, bo zyski spadły by znacząco.
W lasach gospodarczych, czyli mniej więcej na połowie obszaru lasów publicznych (1/6 pow. kraju) wprowadzilibyśmy dobrze zaplanowane modyfikacje, a w innych pozmieniali priorytety, pożegnawszy się z tzw. wiekiem rębnym, określonym czysto drzewostanowo. Szczególnie w lasach miastochronnych konieczne byłoby włączenie w proces i uwzględnienie postulatów lokalnego społeczeństwa obywatelskiego i samorządów.
WTEDY WSZYSTKO MIAŁOBY RĘCE I NOGI I BYŁOBY TRANSPARENTNE
A co się stało u nas w połowie roku 2023? W centrum agendy ruchów leśnych wkroczył POSTULAT WIODĄCYCH PRESTIŻOWYCH NGO – postulat wyłączenia z gospodarki leśnej 20% lasów – wywodzący się z dawnego pomysłu Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze żeby stworzyć nową kategorię „lasów narodowych” pod strategię unijną. Postulat bezkrytycznie przejęty przez Pracownia na rzecz Wszystkich Istot do jej projektu nowej ustawy, a następnie przez Lasy i Obywatele zaimplementowany w dół jako rzekomy „postulat oddolny” ruchów leśnych. I uznany właśnie wczoraj po półtora roku przez propagandystów LP publicznie za „hasło reklamowe”. I nawet trudno się z tym nie zgodzić, skoro wyjściowa wartość procentowa jest wzięta z sufitu i bezrefleksyjnie pociąga za sobą tak zwany separacyjny model leśnictwa – na 20% lasów ma się odtąd robić co innego, a na 80% to samo co zwykle lub jeszcze gorzej niż wcześniej, żeby wyjść na zero (ekspertki i autorytety NGO zapytywane o pozostałe 80% są w stanie powiedzieć tylko tyle, że „myślą o nich”, a w praktyce są całkowicie zaabsorbowane tylko dwudziestoma procentami). I nikomu nie przeszkadza, że nie tylko Rykowski, ale i prof. Szwagrzyk przeciwstawia się tyleż obecnemu modelowi „integracyjnemu”(gdzie wielofunkcyjność okazuje się pustą fikcją) jak i ściśle „separacyjnemu” spod znaku naszych trzech NGO.
EFEKT? ZBIOROWY RYTUAŁ POŚREDNIEJ AFIRMACJI TZWGL
Od roku nie mówi się już praktycznie o niczym innym tylko o takim defensywnym, negatywistycznym i spłaszczającym problem „wyłączaniu” takich lub innych procentów lasu „z gospodarki” (trwale zrównoważonej i wielofunkcyjnej jak dodają Leśnicy – na każdym hektarze, jak ironizuje A. Kostka). Co po wiosennej Naradzie o Lasach zostało dodatkowo rozpisane na przyjętą w niej fatalną metodologię: do wyłączeń dorzucono jeszcze „ograniczenia” i „modyfikacje”. Jak pokazał obecny nieudany proces pilotażowy MKiŚ cała ta retoryka narzuca przede wszystkim wrażenie, że odnosimy się do pewnej oczywistości rozumianej jako norma („normalna gospodarka leśna” w ustach ministra Dorożały). Narzuca też niekończące się scholastyczne dyskusje spod znaku „co to znaczy wyłączyć?”, po co wyłączyć skoro można ograniczyć, a jeśli można okgraniczyć to może wystarczy zmodyfikować? itd. - dyskusje które leśnicy w nieskończoność rozwlekają i celowo podkręcają. A zarazem retoryka ta skutecznie milczy o realnym problemie, jakim jest leśnictwo drzewostanowe, panujące u nas do dziś od czasów saskich. Przeciwnie, odmieniana potem przez wszystkie przypadki w dzisiejszej mikrobatalii medialnej „gospodarka leśna” sprawia coraz bardziej złudne wrażenie, że chodzi o jakieś naturalne zjawisko towarzyszące planecie co najmniej od czasów pojawienia się gatunku homo sapiens – czyli utrwala demiurgiczną narrację o antropogenicznym pochodzeniu lasu na której najbardziej zależy oczywiście leśnikom. I od roku cały ruch leśny bezwiednie uczestniczy w rytuałach afirmowania mitycznej odwiecznej „gospodarki leśnej”, przez taką lub inną, silniejszą lub słabszą jej negację. W partyzanckiej nierównej walce zaaranżowanej przez MKiŚ – gdzie lokalne grupki ludzi wspieranej lub nie przez samorządy konfrontują się z urzędnikami LP korzystającymi z całego tradycyjnego autorytetu etosu Leśnika i praktycznego monopolu na wiedzę ekspercką.
GŁÓWNYM PROBLEMEM JEST OCZYWIŚCIE BRAK DOBREJ WOLI ZE STRONY TEJ INSTYTUCJI. Nie zmienia to faktu, że cały przekaz o „wyłączaniu” czegoś z czegoś obnażył już chyba wszystkie możliwe wady:
Podsumujmy: TAK ZWANE WYŁACZANIE Z GOSPODARKI jest:
1. Pod względem MERYTORYCZNYM NEGATYWISTYCZNE i DEFENSYWNE, pozbawione pomysłu, realnej treści do której można by było zachęcać – definiuje naszą wolę wobec czegoś czego nie chcemy. Możemy, owszem, dodawać że chodzi o „wyłączenie z gospodarki surowcowej”, ale ani Leśnik lub zaproszony przez niego ekspert, ani osoba postronna tego nie rozumie – czy to na zasadzie lojalności zawodowej, czy to nieświadomie, będzie w tym widzieć głównie subiektywną niezgodę. Co sprawia że jest to też trudne w w komunikowaniu zdezorientowanym samorządom (patrz Brwinów, gdzie burmistrz upiera się że leśnik jest jak lekarz, koniec kropka).
2. MERYTORYCZNIE SPŁASZCZONE, bo omija problem, jakim jest fikcja wielofunkcyjności obecnego modelu. Problem rzeczywisty – SZTUCZNIE ZUNIFIKOWANY "ROLNICZY" MODEL leśnictwa – wszystko pod plon – w swej zideologizowanej twardej formie wyrażany w utożsamieniu celu hodowlanego z trwałością lasu – NIE JEST W OBECNEJ KAMPANII ADRESOWANY lub adresowany jest tylko na marginesie, półgębkiem. Zamiast tego narzuca się wrażenie że odnosimy się do pewnej OCZYWISTOŚCI lub NORMY („normalna gospodarka leśna” wiceministra)
3. NIEDOPASOWANE do potrzebnego w tej dziedzinie myślenia w kategoriach PROCESÓW (cykl produkcyjny w jego odróżnieniu od cyklu wzrostu i i rozwoju), co Leśnicy też potrafią umiejętnie rozgrywać.
4. POLITYCZNIE (strategicznie) PRZECIWSKUTECZNE w negocjacjach, skoro leśnicy, z oczywistych powodów takich jak wykształcenie, zobowiązania urzędowe i żywione stereotypy, zainteresowani są w minimalizacji wyłączeń i maksymalizacji modyfikacji i w rozgrywaniu tych drugich przeciwko pierwszym -korzystając z autorytetu społecznego i specjalistycznego jako silniejszy gracz. Jak pokazała pierwsza odsłona Narady o Lasach w jej przełożeniu na praktykę z tak zwanego programu pilotażowego z tej jesieni – wszystkie te cechy: negatywizm, spłaszczenie sprawy i wynikła stąd defensywność narracji – doprowadziły nas jedynie do fikcji PRowej wokół tak zwanych lasów społecznych. Bo zgodnie z przyjętą metodologią, nawet tam gdzie ludzie porozumieli się z urzędnikami LP, realne zmiany będą obejmować śmiesznie małe obszary leśne, w skali kraju obejmujące promile całej powierzchni lasów publicznych i mające się nijak nawet do skromnej wielkości 9% lasów ochronnych wokół miast.
#lasypaństwowe #lasyspołeczne