Oglądam dalej serial Wiedźmin i... w międzyczasie gdzieś w komentarzach wyczytałem, że aktorzy grają słabo, jak cosplayerzy.
Zgadzam się i nie zgadzam z tym twierdzeniem.
Cały 4. odcinek przyglądałem się grze aktorskiej i moim zdaniem to, jak oni grają nie jest efektem ich słabych umiejętności. Gdyby tak było, to niemal dosłownie cała obsada musiałaby być słabymi aktorami, co byłoby dziwne. Coś nie tak jest z reżyserią i chyba atmosferą podczas kręcenia. Gra aktorska wygląda tak, jakby grupa cosplayerów zebrała się przed chwilą, pełna radości, i zaczęła robić przymiarki do filmu.
Dlaczego tak uważam? Bo w ogromnej ilości scen, ale to naprawdę ogromnej, mam wrażenie, jakby aktorzy mieli się zaraz roześmiać. Nawet w najbardziej poważnych momentach.
W Wiedźminie wszystko jest tak sztuczne, tak puste i płytkie, że mimo że zadaniem aktorów jest "wcielić się w postacie", nie jestem w stanie ich winić za złą grę.
Wystarczy spojrzeć na twarze kobiet. Ciri, która przed chwilą walczyła z potworem, której włosy zostały przycięte nożem, wygląda jakby przed chwilą wyszła ze studia urody/fryzjerskiego.
Kuźwa, w grze Kingdom Come postać po walce, a nawet po jakimś czasie podążania bezdrożami ma twarz pokrwawioną lub umorusaną. A tu, w serialu, mamy najpierw scenę walki, potem niemal statyczną scenę rozmowy, gdzie nic się nie dzieje, gdzie robi się ją raz, z niewielką ilością dubli, a opowieść potem przenosi się gdzie indziej, nie pomyślano o takim drobiazgu!
Zresztą wszystko w tym serialu wygląda tak, jakby było robione w bardzo ograniczonym czasie, na szybko, bez przygotowania i nadzoru.
Z dobrych rzeczy - ten sezon moim zdaniem jest najlepszy. To nadal nie jest dobra adaptacja, ale już byłbym w stanie nazwać ten serial (mocno) przeciętnym kinem klasy B... no dobra, B-... C+... Może inaczej - 4 odcinki zaciekawiły mnie na tyle, że póki co nie żałuję straconego czasu i dooglądam całość.
#Netflix #Wiedźmin #Witcher #TheWitcher #film #serial